Rosyjska gościnność jest obwarowana najrozmaitszymi zasadami. Gość powinien np. przynieść gospodarzowi butelkę alkoholu, a gospodyni – kwiaty lub tort. W zamian na stole musi pojawić się zestaw potraw, którego nikt nie jest w stanie przejeść. Potem zaczyna się rytuał. Gospodyni zachęca do jedzenia. Gość… odmawia! Gospodyni znów zaprasza. Gość znów dziękuje. Dopiero za trzecim razem bierze się wreszcie do jedzenia. Taki savoir-vivre obowiązuje tylko w bardziej tradycyjnych domach, ale nawet nowocześniejsi Rosjanie są zdumieni, kiedy na przykład w Niemczech już po ich pierwszym ?ależ nie jestem głodny”, praktyczna gospodyni sprząta potrawy do lodówki! We wschodniej Europie żywy jest też zwyczaj dzielenia się jedzeniem z towarzyszami podróży. Ani Rosjanin, ani Rumun nie przełkną w pociągu ani kęsa z domowej wałówki, jeśli nic poczęstują wszystkich współpasażerów z przedziału. Dzielą się także alkoholem, a nawet papierosami. Nieco inaczej tradycja gościnności kultywowana jest na Zachodzie. W Skandynawii obowiązuje tzw. prawo jednej nocy, zezwalające na zaparkowanie samochodu, a nawet rozbicie namiotu na prywatnym terenie bez pytania właściciela ziemi o zgodę. Szwed czy Norweg nigdy nie wyrzuci kempingowicza, którego noc zastała w drodze. Ale też na ogól nie wyjdzie nawet z domu, żeby się z nim przywitać. Inaczej postępują Turcy. Ktoś, kto bez pytania wchodzi na teren prywatny może mieć w Turcji kłopoty. Ale jeśli zostanie zaproszony przez choć jedną
osobę z odwiedzonego domu, wszyscy potraktują go jak brata i nawet nie zapytają, kiedy ma zamiar opuścić lokal.